wtorek, 2 lutego 2016

Rękodzieło. Hobby? sposób na życie? A może coś jeszcze?

    

 Wszyscy znają, wszyscy kojarzą. Rękodzieło. Dla jednych wytwór nudy. Inni patrzą na nie z szacunkiem dla włożonej w dany przedmiot pracy. Jeszcze inni powiedzą: „Matko Kochana! Jak Ci się tak chce? Bez sensu!” Dla Kogoś, kto nigdy nie próbował cokolwiek zrobić nigdy, przenigdy nie będzie to coś co zasługuje na słowa uznania. Dla tych, którzy próbowali i nie podołali, będzie to coś niesamowitego. A dla kogoś, kto robi to codziennie? No właśnie. Czy nie jest tak, że na początku łakniemy nowe techniki, chcemy się chwalić swoimi pracami. Staramy się, dopracowujemy każdy szczególik, wszystko po to, by na koniec popaść w rutynę i robić wszystko masowo , tylko po to, by zarobić.
    Niestety, ale to moja taka mała obserwacja. Rynek zapełnia się „twórcami”, którzy działając w szarej strefie zaniżają ceny, tylko po to, by dorobić do domowego budżetu żerując na czyichś pomysłach i projektach. Robią mnóstwo małych kopii, bo przecież znaleźli to w necie. A tego im nikt nie zabroni. Szczerze? Osobiście już na to wszystko leję! Na początku swojej drogi denerwowałam się niesamowicie, ale to jak walka z wiatrakami. Szarańcza rozprzestrzenia się szybciej niż wirus jelitówki, a nam nie pozostaje nic innego jak się na to uodpornić. Przecież nie będę gnidą, która siedząc całymi dniami przed kompem wynajduje nowe osoby i zgłasza je do wszystkim znajomego urzędu. Nie mam na to czasu? Nie. Gdybym była wredna znalazłabym czas i na to. Po blisko 4 latach mojej przygody z rękodziełem stwierdziłam, że skoro to ich tak uszczęśliwia, to może tylko tyle im wystarczy? Zostawmy ich w spokoju.  Chodźmy dalej. Ale nie w sensie z kilometrami czy coś :P Siedząc już w tym środowisku obserwuję niesamowicie zdolne osóbki. Często cholernie im zazdroszczę. Ale wiecie – tak pozytywnie. Może nawet nie zazdroszczę, a podziwiam. O tak! Podziwiam. Jest w tym wszystkim jednak jedna rzecz, która mnie osobiście bardzo smuci i ogromnie się jej boję. Tak sobie czasem siedzę i pacze. Pacze na ich strony, sklepiki i prace. Niektórzy nadal idealni. Wszystko dopracowane, prace z dnia na dzień co raz to lepsze, a oni sami nadal tacy sami. Skromni, zadowoleni, dążący do perfekcji. No coś pięknego! 
   No właśnie, ale skoro niektóre sprawy potrafię olać, a inne wywołują u mnie falę zachwytu to czego się boję? Już tłumaczę. Widzę też niestety drugą grupę. Tą która to popadła w monotonię. Spoczęła na laurach. A może już się znudziła i po prostu chce tylko zarabiać? Kurcze! Przecież to widać. Widać po tym jak prace są wykonane, olewczo, masowo, tylko pod klienta. Czasem serducho mnie boli. Bo właśnie wtedy rękodzieło traci swoją unikatowość. Nie mówię tutaj o wzorze kolczyków wykonanych kilkanaście razy, bo akurat taki się spodobał. Ale o całości. Na pewno nie jedna osoba się z tym spotkała. Tak obserwując to wszystko wiem jedno. Rękodzieło było moim hobby. Potem stało się pasją. W najskrytszych marzeniach nie śmiałam myśleć o tym, by stało się sposobem na życie. Ale udało się i mogę to sobie sama przed sobą dumnie przyznać, że ciężko na to zapracowałam. Ale wiecie czym jeszcze się stało? UZALEŻNIENIEM! Tak właśnie – uzależnieniem. Potrafię siedzieć ze znajomymi, w głowie mając jakiś pomysł, albo myśląc jak dokończyć dany projekt czy pracę. Potrafię zarywać nocki tylko po to, by zrealizować to co siedzi mi w głowie. Potrafię już ubrana i wymalowana czekając na Ł coś podłubać, bo czuję taką potrzebę, a przecież zanim gdzieś pojedziemy to jeszcze cos zrobię. Kurcze! A jak to pracoholizm? Nie! Na pewno nie. To nie praca to moja pasja, od której jestem uzależniona. Bywają chwile zwątpienia, bywają chwile niesamowitego lenia, przecież jestem zwykłą babą. A wiadomo – nikt baby nie zrozumie. Jednego dnia coś kocha, drugiego ma ochotę tym rzucić. Ale zawsze wracam, jestem i mam nadzieję, że będę sobie tak egzystować. Ale w tym wszystkim maleńka prośba do Was: gdyby mi odwaliło, gdybym zaczęła olewać swoje prace, gdybym zaczęła świrować i zachowywać się jak mały Chińczyk, proszę o kopniaka w dupkę i  kubeł zimnej wody na blond łeb. Chociaż osobiście mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie.
    Kończąc już te moje wieczorne wywody, napisane jednym tchem w towarzystwie soku pomarańczowego moim pchlim obowiązkiem jest podziękować Wam. Bo to właśnie, dzięki Każdemu z Was jestem w tym miejscu, w którym jestem teraz. Dzięki Waszej motywacji staram się i mam nadzieję, że starać się będę. A na koniec dzięki Wam, moim najbliższym, a na końcu dzięki swoim rękom i małej głowie mogę robić to co kocham!
Fajnie, że dotrwaliście do końca. Za to też dziękuję!